Kolejna ciekawa ceremonia pogrzebowa która odbyła się w Tajlandii

Beata Branc-Gorgosz
Beata Branc-Gorgosz
15.8.2023

Doświadczenie, które miałam na tajskim pogrzebie, było niezwykłe i zupełnie inne od wszystkich, które dotąd przeżyłam. Miałam okazję poznać tajski sposób na pożegnanie zmarłego, gdy zostałam zaproszona na ceremonię pogrzebową.

Byłam bardzo zdziwiona, gdy mój znajomy zaprosił mnie na pogrzeb jego zmarłego taty. Nie byłam ani członkiem rodziny, ani nie znałam zmarłej osoby. Jednak mój znajomy bardzo uparcie nalegał, abym przyszła i poznała ich zwyczaje, ponieważ sama prowadzę ceremonie pogrzebowe i jestem mistrzynią takich ceremonii.

Na początku wahałam się, czy powinnam iść, ponieważ pogrzeb miał się odbyć w świątyni, a ja nie znałam zasad, co wypada i co nie, czy powinnam przynieść coś ze sobą i jak powinnam się ubrać. Ale pomyślałam sobie, że jeszcze nie byłam na tajskim pogrzebie, więc ubrałam się skromnie i na czarno, pamiętając o zakryciu ramion i kolan - przecież uroczystość odbywa się w świątyni, więc takie są zasady. I tak udałam się na pogrzeb.

Najważniejszą rzeczą podczas ceremonii pogrzebowej i tą która najbardziej mnie zaskoczyła, była radość osób biorących w niej udział.

Według tajskiego buddyzmu, śmierć osoby to wydarzenie radosne, ponieważ oznacza, że ta osoba jest bliżej Nirwany. Dlatego cała rodzina i przyjaciele spotykają się, aby radośnie spędzić czas. To jest jak duże spotkanie, na którym oczywiście wszyscy się modlą i celebrować wydarzenie, ale również jedzą, piją i kupują losy na loterię.

To była dla mnie bardzo interesująca sytuacja. Był to rodzaj stypy, ale wesoły i radosny. Głównym punktem było umieszczenie bogato ozdobionej trumny zmarłej osoby, wypełnionej kwiatami, owocami i zdjęciami, w głównym miejscu przy świątyni. Po kilkudniowym radosnym "czuwaniu" i modlitwie, trumna została przeniesiona w żałobnym kondukcie do miejsca kremacji.

Rodzina powiedziała mi, że przez pięć dni cały czas czuwali, zapraszając swoich gości zarówno w dzień, jak i w nocy. Niektórzy spędzali całe pięć dni, inni przychodzili tylko na kilka godzin, ale wszyscy starali się być obecni, aby pożegnać zmarłą osobę.

Ciekawostką była także praktyka obmywania zwłok wodą kokosową. Wieczorem czuwanie wyglądało zupełnie inaczej, niż można by się spodziewać. Trumna była wystawiona na głównym placu, czasem dosłownie na środku ulicy. Wokół trumny były stoły, krzesełka, jedzenie, picie i co najdziwniejsze dla naszych zwyczajów - grała wesoła muzyka, a kolorowe światełka migały jak na dyskotece.

Kilka razy mijając to miejsce, byłam zdziwiona tym widokiem. Czasami czułam się niezręcznie, gdy rodzina podchodziła do mnie i pytała, skąd jestem i co tu robię, ale byli bardzo zadowoleni, że się zatrzymałam. W przeciwieństwie do naszych polskich zwyczajów, gdzie rodzina przeżywa smutek i płacze za zmarłym, tutaj panowała radość i życzliwość.

W miejscu kremacji, po kolejnych modlitwach rodziny, następowało wręczenie darów dla uczestniczących mnichów i podziękowania dla zebranych. Następnie odbywały się wspólne zdjęcia przy trumnie, modlitwa mnichów i przeniesienie trumny do wieży kremacyjnej. To była chwila ostatniego pożegnania i modlitwy.

Przed wejściem do wieży, każdy otrzymywał papierowe i drewniane kwiatki z drzewa sandałowego oraz kadzidełka, które składano jako ostatni gest dla zmarłej przed trumną. Rodzina stała przy zmarłej z dwóch stron trumny, dziękując każdemu za przybycie, a na koniec wręczała mały słodki upominek.

Następnie rozbrzmiewała muzyka, a sztuczne ognie i kolorowe dymy wypełniały przestrzeń wokół wieży, po czym trumna została podpalona i zapłonęła ........

Nikt nie płakał, nikt nie był smutny... Za dwa dni, zgodnie z miejscowym zwyczajem, rodzina przyszła po prochy zmarłej. Część prochów została złożona w pobliskiej świątyni, a reszta trafiła do domu, gdzie zostały umieszczone na ołtarzyku.

Tak wygląda tajski pogrzeb. To zupełnie inne zwyczaje niż polskie... ale może właśnie tak powinno być? Zmarły jest bliżej swojego Boga, a całe wydarzenie jest radosnym świętem.

Myślę, że i ja również wolę, aby moi bliscy i przyjaciele cieszyli się i radowali wspólnie zamiast płakać nad moimi zwłokami. Co więcej, moje ostatnie życzenie to rozsianie moich prochów na cztery strony świata, tak jak to się dzieje na tajskim pogrzebie. Tajski pogrzeb - to radość fajerwerki, kolorowe dymy i woda kokosowa...

Jesteś zainteresowany wynajęciem
mistrza ceremonii pogrzebowej?

Zadzwoń lub wyślij sms. Wyjaśnię telefonicznie jak wygląda ceremoniał, w czym mogę pomóc. Możemy także umówić się na spokojne spotkanie. Wspólna rozmowa wesprze w trudnej chwili, rozwieje wątpliwości, pomoże w ukojeniu niepewności, bólu, straty.

Skontaktuj się